Każdy z nas, mały i duży przeszedł w życiu coś złego. Coś co bardzo zabolało i w jakiś sposób wpłynęło na naszą osobowość. Dzieje się tak, ponieważ o złych rzeczach nie da się tak łatwo zapomnieć. Czasem powracamy do tego we wspomnieniach i znów nieświadomie wprawiamy się w te uczucie lęku.
Dlaczego tak jest? Oczywiście również dlatego ,że bardzo boimy się powtórki tej nieprzyjemnej a wręcz przerażającej dla nas scenki. Czy jest na to sposób? Owszem, jest! Wystarczy nieco zmienić tok myślenia. Skąd to wiem? Powiecie, że nie jestem psychiatrą i nie znam każdego z was z osobna. Nie! Wiem za to jak myśli przeciętny ''bojaźliwy'' w chwili dla niego strasznej, bo sama wiele razy nią byłam.
W chwili dla nas niebezpiecznej, złej nie jesteśmy w stanie myśleć o niczym przyjemnym i zatracamy się. Zatrzymujemy się w tej strasznej scenie i nie ruszamy dalej, czekamy aż koszmar sam ( jak za dotknięciem magicznej różdżki) się skończy. Coś wam wyjawię. Można nad tym zapanować!
Wiecie co ja robię kiedy się naprawdę teraz boję? Zaraz wam wyjaśnię...
Wyobraźcie sobie taką sytuację:
jest zima. Dokładnie końcówka listopada. Noc. Właśnie skończyłam pracę (w miejscowym clubie z dyskoteką, gdzie byłam barmanką). Idę na przystanek autobusowy. Niestety mój autobus (jadący na wspomniane przeze mnie wcześniej Wielkie Wyręby) ma przyjechać dopiero za godzinę. Na dworze jest ok. -10 stopni Celsjusza. Zmęczona kilkunastogodzinną służbą dwa razy bardziej odczuwam niską temperaturę. Podchodzi do mnie koleś. Wygląda normalnie. Jedyne co w nim jest dziwnego, to fakt, iż widzę go pierwszy raz na oczy... Uwierzcie mi, że ten fakt jest istotny. Nie śmiejcie się. Miasteczko Gniew jest bardzo małe (ok. 7 tys mieszkańców). Wszyscy się tam znają jak łyse konie. To, że spotyka się tam o tej porze kogoś obcego jest nie lada podejrzane (bo niby co miałby robić akurat tu, w tej dziurze o tej porze i przy takiej pogodzie?). Kolo dziwnie mi się przyglądał. Po kilku minutach przyszedł jeszcze jeden ''obcy''. Już wtedy poczułam się zagrożona. Usłyszałam ich rozmowę. Coś w stylu :
- Mówiłem Ci kurwa, że niezła
-Cicho idioto!
Wtedy już wiedziałam, że muszę coś zrobić. Tylko co? Niestety byłam w tym momencie świadoma jeszcze jednej bardzo istotnej rzeczy, a mianowicie tego, że mój telefon jest kompletnie rozładowany. Nie mam szans na wezwanie policji. Mogłabym zacząć krzyczeć? Tylko, po co? (pewnie kilku z was by tak postąpiło) lub też iść w jakąś stronę a potem biec (tylko , że miałam kozaczki na obcasach i byłam na wyczerpanych bateriach, a Ci ''panowie'' byli najwyraźniej pełni życia) Bałam się okropnie ale starałam się tego nie pokazywać. Żeby się uspokoić pomyślałam o swoich dzieciach. Co mogły robić przed zaśnięciem? Czy Oliwka znów obudzi się z gorączką?...
I tu pojawił się pomysł!
Wzięłam padnięty telefon do ręki ,udając że ktoś dzwoni, odebrałam. pomyślałam przez chwilę jak Ci Panowie...
To ,że myślą, iż niezła ze mnie laska to już usłyszałam ale co mój obrazek dla nich przedstawia?
1. Biedna , zmęczona dziewczyna, która nie ma auta, ani faceta z autem, który po nią przyjedzie...
2. Autobus będzie najbliższy za godzinę więc musi mieć daleko do domu jeśli nie podjęła próby pójścia na pieszo.
3.Przez dłuższy czas nie sięga po telefon, więc nikt nie czeka na znak czy jest bezpieczna a nawet jeśli to może wszyscy domownicy już śpią i mają ją gdzieś.
4.Chuda i zmęczona nie da nam rady.
Oczywiście mieli rację we wszystkim co pomyśleli ale musiałam wprowadzić ich w błąd! Wróćmy do telefonu... prowadzę swój monolog bardzo pewnie, z nutą mega zdenerwowania w głosie: ''Gdzie jesteś? ...
Nie widzę Cię! ...
No przecież stoję tu jak głupia...
Tak ta w żółtym to ja!...
Nie wiem, nie mam pojęcia kim są, a co? Zazdrosny? Już idę. O! Michał jest z Tobą?! ( podczas gdy to mówiłam widziałam dwóch znajomych ''pakerów'' idących w tą stronę. Poszłam do nich i pod głupim pretekstem zapytania o numer na taxi przyłączyłam się do ich marszu i rozmowy. Kiedy się odwróciłam tych dupków już na przystanku nie było. Najwidoczniej nie chcieli stanąć twarzą w twarz z moim wyimaginowanym partnerem. Chwilę po tym przejeżdżał obok mnie mój Ś.P. kolega , który pracował jako kierowca piekarni i właśnie zaczynał rozwozić pieczywo do pobliskich wsi i podrzucił mnie po drodze do domu.
Gdyby w tamtej chwili sparaliżował mnie strach i stojąc jak wryta nic bym nie zrobiła...
Nawet nie chcę myśleć o tym, co by było gdyby Ci kolesie wsiedli do tego samego autobusu co ja!
Gdyby wysiedli na tym samym przystanku...
We wspomnianej przeze mnie wsi Wielkie Wyręby...
Gdzie w przeciągu kilku kilometrów nie ma żadnych lamp a domy mieszkalne też mało widoczne gdyż ich prawie nie ma ...
Oczywiście dążę tu do tego, że nigdy nie można poddawać się własnym lękom!
Nie wolno myśleć, że nic już nie jesteśmy w stanie zrobić. Zawsze są dwa wyjścia z każdej sytuacji! To Ty wybierasz jak potoczy się chwila, która właśnie trwa i każda kolejna! Ty i tylko Ty jesteś Panem swojego życia.
Tak więc próbujmy w każdej sytuacji, każdego dnia myśleć pozytywnie. Bądźmy szczęśliwi, bo przecież każdy z nas ma równe prawa mieć to czego chce i być szczęśliwym.
0 komentarze