Na samym początku chciałabym wyjaśnić, iż każdy kto chce, może oczywiście czytać to, co tu się będzie działo. Nie ukrywam jednak, że bardzo pragnę przede wszystkim dotrzeć do ludzi młodych , którzy tak jak ja lekko się w życiu pogubili, do tych którzy myślą, iż nic im w życiu już nie może wyjść ponieważ popełnili w nim już sporo błędów, zarówno tych małych jak i poważnych i że nic nie da się naprawić. Otóż moi drodzy, uwierzcie mi, że każdy z was jeśli tylko bardzo czegoś pragnie, może to mieć!
Trochę o mnie...
Od ponad pół roku mieszkam w przepięknym mieście Toruniu. Jest to naprawdę cudowne, pełne uroku miejsce, które każdemu serdecznie polecam odwiedzić. Wciąż nie mogę go poznać... Moja nieco roztrzepana osobowość sprawia,że ciągle gubię się w pobliżu mieszkania, które wynajmuję. I wiecie co? Uważam, że to naprawdę fajna sprawa!
RUTYNA?! To nie dla mnie!
Niby jestem zwykłą ''matką Polką", najnormalniejszą w świecie gospodynią domową ale kiedy dodam do tego, że mam zaledwie 25lat, jestem rozwiedziona, synka lat 7 i córeczkę lat 4, to już nabiera barw. Prawda?
Moje życie biegnie bardzo szybko, bo dużo się w nim dzieje... Wiele przeprowadzek (jeszcze w latach ''szczęśliwego, beztroskiego'' dzieciństwa) spowodowanych błędami moich kochanych rodziców... wieczne zmienianie nie tylko mieszkań, domów, szkół ale też przyjaciół, którzy czasem znikali wraz z mostami, które musiałam mijać. Myślę , że to wszystko przyczyniło się do tego, iż teraz sama nie lubię, a wręcz NIENAWIDZĘ monotonii. Dowód?
Odkąd wyprowadziłam się od rodziców, mając zaledwie 18 lat mieszkałam w siedmiu miejscach. Mając na uwadze to, że działo się to w przedziale tylko siedmiu lat, można łatwo przekalkulować, iż w jednym miejscu dłużej jak rok usiedzieć nie potrafię! Uwierzcie mi. To NIEMOŻLIWE! Przywykłam do zmian. Uwielbiam wciąż na nowo się urządzać, poznawać nowe miejsca, ludzi. Jeśli jakiś czas mieszkam w jednym ''domu'', ciągle go przemeblowuję. Gdy już wszystkie możliwe kombinacje przenoszenia mebli, zmieniani koloru ścian, wyrzucania dywanów (by odkryć piękną podłogę), potem kupowania nowych (żeby jednak dzieciaczkom było ciepło w nóżki), gdy się skończą, bo moja fantazja już się podda - Postanawiam: CZAS SIĘ PRZENIEŚĆ.
Często myślałam, że jak będę miała własne dzieci, właśnie tego im oszczędzę. Zapewnię im jeden stabilny dom, w którym będą głęboko zakorzenione, radosne, szczęśliwe, zakochane, w którym będą czuły się bezpiecznie jak w żadnym innym miejscu na Ziemi. To dlaczego, do jasnej cholery tego nie robię?!
Moi rodzice popełnili w życiu jeden bardzo poważny błąd. Mianowicie sprzedali nasze przytulne dwupokojowe mieszkanie w małej rodzinnej wiosce, by wyjechać i zasmakować życia w wielkim domu, wielkim mieście i mieć wielką kochającą się rodzinę. Chcieli naprawdę dobrze. Lepsze szkoły i perspektywy dla mnie i dla mojej młodszej siostry, potem studia i dobra praca... Niestety, zaufali nie tym ludziom co trzeba (nawiasem mówiąc najbliższej rodzinie) i wyszli z tego ''Jak Zabłocki na mydle''. Kiedy w ten piękny dom władowali wszystkie swoje pieniądze, by był jeszcze wspanialszy i jeszcze większy (a właściwie pieniądze taty, który wiele lat harował w delegacjach, by zapewnić nam lepszą przyszłość), wyrzucono nas na bruk . Tak po prostu.
Powiedziano nam, że nie mamy prawa tam przebywać, (a żeby było jeszcze ciekawiej) miało to miejsce wieczorem 24-ego grudnia. Tak jest! 24.12!!! Przy Wigilijnej wieczerzy. Tuż po rozpakowaniu świątecznych prezentów. Miałam wtedy 11 lat, moja młodsza siostra 9. Wiecie o czują dzieci, którym raz na zawsze odebrano magię tego święta? To był koszmar! Aby uniknąć kłótni, awantur i zapewne wizyty policjantów, rodzice spakowali prezenty, kapcie, piżamy i zabrali nas do zaprzyjaźnionych (na całe szczęście) sąsiadów. Wiadome jest, że w ten jakże piękny wieczór każdy chrześcijanin ma zostawione jedno dodatkowe nakrycie stołu. Ilu z nich wpuściłoby do domu obcego? No właśnie. Niewielu! Nas było czworo.Czteroosobowa, przerażona rodzina, wywalona bez litości na ulicę przez własną babcię, teściową i matkę.
Potem to już było z górki. Kilka telefonów po rodzinie i znaleźliśmy wolny domek, zaledwie 200 km. od tego poprzedniego. Oczywiście tani, bo tylko na taki było nas już wtedy stać. Bez pracy, szkoły, pieniędzy zaczęliśmy nowe i znowu to powiem ''biedne'' życie w kolejnej obcej wiosce.
Dom, jak dom. Warunki mieszkalne odpowiadały proporcjonalnie temu ile za niego płaciliśmy. Pod warunkiem ,że mama( która już wtedy od kilku lat miała chory kręgosłup) zajmować się będzie zwierzętami( mianowicie stadem owiec i czasami krów) oraz trawę i wielkie zarośla wkoło budynków gospodarczych na tej ziemi, to mogliśmy bardzo mało płacić za dach nad głową.Wstydzę się pisać o warunkach mieszkalnych w tym i kolejnych domach jakie z rodzicami wynajmowaliśmy, bo wynajmować musieliśmy. Nie dziwcie się zatem, że bardzo szybko chciałam wyfrunąć z domu rodzinnego, by być niezależna i BROŃ BOŻE nie popełniać tych samych błędów co moi rodzice. Niestety. Nie udało się.
Mam wpojone w głowę, że trzeba ciągle zmieniać wszystko wokół siebie. Po co, mając jedno życie wciąż tkwić w tym samym miejscu? Oglądać te same miejsca? Twarze? Gwiazdy?
A więc reasumując, uważam iż moja troszkę ''roztrzepana osobowość'' , to przyczyna życia na walizkach w dzieciństwie. I wiecie co? KOCHAM JĄ! I moje dzieci też!
Po rozwodzie (z ojcem moich dzieci , oczywiście) moje pociechy zamknęły się w sobie. Bały się zabawy z innymi dziećmi, nie witały się z gośćmi w naszym domu i bardzo niechętnie chodziły na gościny d kogoś. Powód?
Bały się, że znów kogoś pokochają, zaufają mu a potem zniknie ( tak jak zrobił to tatuś) Wyznam wam coś. Również i ja się bałam. I choć mam wspaniałych przyjaciół, zawsze czułam i chciałam liczyć tylko na siebie. Dla siebie i dla dzieci ! Nie ufajmy nikomu! i co? Wszystko się zmieniło .
Jak to zwykle robię, wyjechałam. Tym razem daleko i gdzieś, gdzie nikogo nie znaliśmy. Spakowałam dzieci, siebie i wyjechałam do Torunia.
Miałam tam ciocię, którą widziałam dwa razy w życiu. Ciocię, byłą alkoholiczkę, która straciła swoją córkę, gdyż ta przerobiła się na synka i wyruszyła w świat swoimi ścieżkami. Ciocię, która straciła synka , bo odebrał sobie życie przez siostrę, której się bał. I ciocię, która tak jak ja była samotną rozwiedzioną kobietą. Miałyśmy sobie nawzajem pomóc. Chciałam uratować ją z długów i wykupić jej mieszkanie oraz albo przede wszystkim zastąpić jej córkę za którą bardzo tęskniła. Dać jej rodzinę, którą utraciła.CHCIAŁAM! Naprawdę...
Wszystko wydawało się proste i radosne ,ze świetlaną przyszłością. Zdobyliśmy toruńskie zameldowanie, Tomuś poszedł do przedszkola, a ja do pierwszej pracy. Niestety to trwało bardzo krótko. Moja ciocia wydawała się coraz to bardziej zdziwaczała. Z początku myślałam, że to przez starość (gadała sama do siebie, podglądała mnie w nocy, bała się wychodzić z domu dalej niż do pobliskiego marketu). Mi bardzo brakowało znajomych. Kogoś z kim mogłabym porozmawiać na wszystkie tematy. No , nie oszukujmy się . Stara ciotka , którą ledwie zdążyło się poznać, to nie jest idealny kompan na wszystkie dnie i noce dla młodej kobiety. Bardzo chciałam poznać ludzi, miasto i tutejsze zwyczaje. Szperając w internecie znalazłam coś takiego jak ''Badoo''. I pewnie Was to zdziwi, ale wcześniej naprawdę o tym nie słyszałam. Najbardziej w świecie chciałam tam poznać kumpli, którzy wprowadzą mnie w Toruń swoimi ścieżkami. Zarejestrowałam się i wysłałam kilka próśb do osób mieszkających w Toruniu, żeby mi przewodniczyli przez jakiś czas. To raczej portal randkowy, a więc pisałam tylko do facetów i wybierałam takich, którzy byli, a bynajmniej wydawali się być przeciętni, normalni i niegroźni. Również takich, w których absolutnie nie miałabym szans się zakochać.
I znalazłam!
Siedzi teraz w tym samym pokoju co ja. Klika sobie w komputerze i jak zwykle drapie się przy tym słodko po głowie. Mój Marcin!
Mój kochany, najwspanialszy, najcudowniejszy i najsłodszy Marcinek :)
Tak jest! Zakochałam się! Wpadłam po uszy. To dla niego tu zostałam. I wiedzie co? Nie uwierzycie, ale wciąż chcę tu być. Bez przemeblować, bez zmian. Chcę tylko jego i niczego więcej.
0 komentarze