Będzie to opowiedziana po krótce opowieść, mówiąca o tym jak można za pomocą kilku pochopnych, nieprzemyślanych decyzji totalnie spieprzyć sobie życie. Oczywiście to opowieść mojego życia więc jeśli ono kogoś nie interesuje niech nie czyta. Będę tu pisała szczerze o swoich młodzieńczych błędach, które wpłynęły na całe moje życie.
Młodzi i zakochani, to głownie dla was ten wpis... Proszę was żebyście to co tu przeczytacie, wzięli sobie głęboko do serca. Nie krytykujcie mnie za moje decyzje. Każdy z nas robi czasem głupie rzeczy, których potem nie może cofnąć. Bardzo ciężko jest się do nich przyznać. Wymaga to nie lada odwagi. Piszę to wszystko po to, by może właśnie komuś rozwikłać jakieś zagadki. Przede wszystkim chcę wam przekazać jedną najważniejszą złotą myśl:
Zawsze słuchaj głosu serca!
Kiedyś (właściwie nie tak dawno temu) byłam przykładną córką, koleżanką, siostrą, uczennicą. Każdą z wymienionych ról odgrywałam jak najlepiej potrafiłam. Naprawdę. Koleżanki zawsze mogły na mnie liczyć. Byłam dobrym słuchaczem i nigdy nie wyjawiałam powierzanych mi sekretów. Kiedy siostrze ktoś dokuczał, miał u mnie przekichane! Po spotkaniu ze mną siostra miała już spokój. Poza tym pomagałam siostrze w lekcjach i nie tylko jej... niejednokrotnie udzielałam korepetycji , już w szkole podstawowej uczniom słabszym ode mnie. Uczyłam ich przede wszystkim języka niemieckiego, pomagałam w lekcjach z polaka i historii. Oczywiście miałam z tego jakieś własne korzyści, gdyż wpływało to na moją ocenę z zachowania oraz zdobywałam dodatkowe punkty z owych przedmiotów. Nie robiłam jednak tego dla siebie. Już od młodych lat chciałam pomagać ludziom więc robiłam to w taki właśnie sposób i czerpałam z tego satysfakcję. Lubiłam się uczyć (wszystkiego, prócz matematyki. Chwała tym, którzy rozwiązywali za mnie sprawdziany z matmy. Aniu, Martyno bardzo dziękuję!) Lubiłam też chodzić do Kościoła i miałam dobre kontakty z rodzicami. Nigdy nie sprawiałam żadnych trudności wychowawczych. Na powodzenie wśród płci przeciwnej też nie narzekałam. Jeśli w tygodniu pomagałam mamie w obowiązkach domowych, w nagrodę w sobotę mogłam wyjść na jakąś imprezę (oczywiście z kimś zaufanym i dorosłym, żeby miał mnie na oko) Tak wyglądało kilka lat mojego nastoletniego życia. Było poukładane, dość spokojne (jeśli nie wliczać tu chwil z duchami) i radosne. Dobrze w domu, dobrze w szkole (a właściwie powinnam tu użyć słowa ''szkołach'') i dobrze poza nimi. Wiecie co? Wszystko schrzaniłam jedną głupią decyzją zaślepioną dumą i wybujałym ego.
Wojtek
Uparta jak osioł i dumna jak paw bez właściwie żadnego powodu zakończyłam swój pierwszy poważny związek. Byłam wtedy z Wojtkiem. Był to wspaniały facet. Taki, który kochał bez granic, który nie udawał nikogo kim nie jest. Był zawsze sobą i szczerze był we mnie zakochany po uszy. Nigdy go nie zapomnę i nie tylko z tego względu, że był on moim pierwszym kochankiem (bo tego nigdy się nie zapomina) ale przede wszystkim dlatego, że był on jedynym facetem, który kochał mnie tak naprawdę. Kochał moje zalety i wady (a w tamtych czasach miałam ich naprawdę nie mało). Nie wiem jak mógł znosić moje wszystkie widzi misie. Anioł nie człowiek! Teraz niestety już go z nami nie ma... Świeć Panie nad Jego duszą. Jestem przekonana, iż jest w niebie i spogląda czuwając nad wszystkimi tymi, których kochał (swoją partnerkę, kochane dzieci, rodziców, przyjaciół których miał prawdziwie oddanych. Wszystkim nam bardzo go brakuje i chyba nigdy do końca nie pogodzimy się z tą niesprawiedliwością.)
Ubzdurałam sobie, że za mało się mną interesuje. Zachowywałam się paskudnie, jak pieprzony pępek świata. On był wtedy w wojsku i troszkę mu palma odbijała jak wracał. Wiecie, był młody i w krótkim czasie przepustki jednorazowej musiał mieć czas na rodzinę, kumpli i dla mnie. Było mi to nie na rękę. Uważałam, że powinien interesować się tylko mną i kiedy przyjeżdżał powinnam być pierwszą osobą, którą witał. Niestety. Pewnego razu stało się inaczej. Wojtek przyjechał do domu na przepustkę. Pierwszą osobą jaka odwiedził był jego kumpel Artur. Wypili tam trochę za dużo i zaczęli do mnie wydzwaniać. Wojtek pijany, nie był w stanie najmniejszej świadomości tego co do mnie mówił. Kłamał, że jest ciągle w wojsku i właśnie ma wartę i że absolutnie nic nie pił. Swojego czasu bardzo brzydziłam się alkoholu i takie zachowanie było dla mnie nie do przyjęcia. Nie spałam po nocach, gdy On był w wojsku, bo tylko wtedy mogliśmy ze sobą korespondować. Rano niewyspana chodziłam do szkoły i opuściłam się przez to w nauce. Zaniedbywałam też moje koleżanki, gdyż po szkole jak odrobiłam lekcje chwilkę drzemałam, a potem znów nocą wymienialiśmy się tymi wszystkimi pięknymi sms-ami. Nigdy ich nie zapomnę. Nigdy! Mój przerost ambicji i moja duma wzięła górę. Facet, któremu oddałam to co miałam najcenniejszego nie kochał mnie tak jak ja jego. Naprawdę sobie to ubzdurałam i uwierzyłam w to. Nie pytajcie mnie dlaczego tak postąpiłam, bo nie wiem! To była najgłupsza rzecz jaką zrobiłam. Miałam prawdziwego księcia z bajki i go odrzuciłam, bo taki miałam kaprys.
Krótko po tym nie wiedząc czemu chciałam mu dopiec. Biedny starał się o mnie, przepraszał tysiące razy, odwiedzał mnie z kwiatami i zasypywał czułymi wyznaniami, a ja sobie z niego szydziłam... Na złość jemu zgodziłam się chodzić z innym. Chciałam mu pokazać, że stracił mnie na zawsze. Chciałam go zranić, co mi się zresztą udało. Zraniłam i szydziłam sobie z kogoś kto mnie kochał, a on wciąż mnie kochał. Mimo, że byłam z kimś innym nie ukrywał, że żywił do mnie uczucia. To było dziwne. Wszystko stało się bardzo pogmatwane. Mój nowy związek rósł w siłę przy czym do starego ciągle było mi tęskno. Bracia Wojtka, jego najlepszy przyjaciel mówili mi, że mam przejrzeć na oczy. Prosili w jego imieniu, bym dała mu jeszcze jedną szansę... Miałam wielkie wyrzuty sumienia. Płakałam po nocach i zaniedbałam pielęgnowanie swojego związku z Panem G. Przejrzałam na oczy tak jak mnie prosili. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie będę szczęśliwa z innym gdyż kocham tylko Wojtka. Wiecie co wtedy się stało? Dla tych, którzy mnie znają to będzie prawdziwy szok... wiedzą o tym nieliczni, że właśnie w tym przełomowym momencie życia, kiedy odkryłam, że Wojtek jest dla mnie kimś z kim chcę spędzić resztę swoich dni, właśnie wtedy odkryłam, że jestem w ciąży. Z Panem G.
Mój cały świat wywrócił się do góry nogami. Miałam nadzieję, że to pomyłka. Razem z Panem G spodziewaliśmy się dziecka. Miałam wtedy 18lat , marzyłam o studiach i karierze policjantki, bądz dziennikarki. Wszystko legło w gruzach. Na pierwszy plan wysunęli się Pan G i mój nienarodzony wówczas jeszcze syn. Pan G w przeciwieństwie do mnie był bardzo szczęśliwym przyszłym tatą. Wspierał mnie bardzo i wciąż powtarzał'' będzie dobrze''. Po pewnym czasie uwierzyłam w to. Zapominałam o tym co było wcześniej . Pokochałam Pana G. Bardzo go pokochałam i przyszedł taki czas, że nie mogłam się doczekać przyjścia na świat owocu naszej miłości. Byłam szczęśliwa gdy mi się oświadczył. Kto z was choć raz w swoim życiu brał ślub wie jakie to piękne i radosne chwile. Przygotowania do tego wielkiego dnia to jedne z najpiękniejszych momentów jakie wspominam. Do dziś. Wesele wyprawiali nasi rodzice. Z racji tego, że ja nie pracowałam, a Pan G zarobił tylko na alkohol dla gości. Mój tata zapytał się, czy jesteśmy pewni swojej decyzji. Pamiętam jakby to było wczoraj jak na mnie wtedy patrzył. Dla niego nie było ważne nic prócz mojego szczęścia. Tuż przed ślubem mógł wszystko odwołać gdybym tylko wtedy powiedziała, że nie jestem pewna... a nie byłam... miałam wątpliwości. Pieniądze wydane w wesele miały być przeznaczone na moje studia. Moje marzenia, przyszłość. Nagle jedna odpowiedz skreśliła to wszystko raz na zawsze. Pan G dawał mi słowo, że jeszcze kiedyś zadba bym na te studia poszła. Uwierzyłam. Tak się rzecz jasna nigdy nie stało.
Najtrudniejsza i najgorsza decyzja w moim życiu - ŚLUB
Nawet to w moim życiu nie mogło przebiec według określonego schematu. Miał być ślub, łzy wzruszenia, super zabawa i szczęśliwe zakończenie... ble ble ble... nie w moim przypadku. Na chwilę przed moim ślubem odwiedził mnie Wojtek. Całe moje szczęście nagle wydało mi się jedną wielką ściemą.
- Dlaczego? Co tu robisz? zapytałam
cisza... cisza... cisza...
Przez długi czas tylko patrzył na mnie . Tęsknił za tym widokiem. Nie tylko on...
-Jestem tu, bo Cię kocham. Nic nie mów! Nie przerywaj mi. Daj mi proszę pięć minut, po czym całkowicie zniknę z Twojego życia.
Taka wypowiedz mnie przekonała, powiedziałam mu, że ma te pięć minut wystąpienia i ma sobie pójść.
-Nie obchodzi mnie Twoja ciąża. A właściwie to obchodzi. Kocham Cię i wiem, że Ty też mnie kochasz. Jeśli tylko się zgodzisz wezmę Cię teraz do samochodu. Wyjedziemy, a ja zadbam o to żebyś nigdy nie pożałowała tej decyzji. Jesteś dla mnie całym światem i dobrze wiem kwiatuszku, że o tym wiesz. Proszę nie odbieraj mi nadziei na szczęście. Proszę nie wychodź za mąż za innego. Nie możesz! Przecież też mnie kochasz. Wiem to i Ty też to wiesz, prawda? Nie zaprzeczysz temu Ania. Kochasz mnie, prawda?
Ania- gaduła, której plapa się nigdy nie zamykała
Ania- która bardzo chciała dokopać niegdyś Wojtkowi
Ania- która na złość jemu związała się z kimś innym
Ania- panna młoda, która zaraz ma iść do ołtarza
Ania- która nigdy nie przestała kochać Wojtka...
Nie wiedziałam co powiedzieć. Moje serce bardzo mi podpowiadało, że mam z nim wsiąść do samochodu, poczekać aż wszyscy ochłoną a potem wrócić wszystkim wyjaśnić, że popełniłam błąd i że zawsze kochałam tylko Wojtka. Niestety nie miałam w sobie tej odwagi, którą mam dzisiaj. Przytuliłam się do niego i trzy razy powtórzyłam mu, że go nie kocham. Trzy razy skłamałam.
Potem przed ołtarzem składałam przysięgę miłości do końca życia i wierności nie temu, któremu chciałam. Z czasem przestało boleć i naprawdę byłam szczęśliwa ale nie trwało to długo. Ślub i wesele były naprawdę jak z bajki. pomimo tego co wcześniej przeżyłam cieszyłam się, że pójdę przez życie z ojcem mojego dziecka. Miałam jeszcze troszkę być matką i żoną. Bardzo nie mogłam się tego doczekać. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi co czeka mnie przez najbliższe trzy lata, za ciula bym mu nie uwierzyła!
Małżeństwo
Moje małżeństwo jak jedno z wielu w tych czasach nie przetrwało nawet pierwszego roku tzw. ''docierania się''. Owszem pół roku było cudowne i magiczne. Zamieszkaliśmy razem, a na świat przyszedł nasz kochany synek. Byłam taka dumna z naszej rodziny. Pan G pracował, a ja zajmowałam się domem i synkiem. Uwielbiałam swoje codzienne obowiązki. Cieszyło mnie, że mam dla kogo gotować, sprzątać i ogólnie rzecz nazywając starać się, by moja rodzina miała wszystko co sprawia radość. Naprawdę sprawiało mi to przyjemność. Niektóre z moich koleżanek narzekały na takie życie. Nie ja! Kompletnie ich nie rozumiałam. To przecież takie piękne sprawdzać się w roli młodej żony i matki. Byłam bardzo usatysfakcjonowana każdą pochwała np. ze strony mojej mamy, która zawsze chwaliła mnie za doskonały porządek w domu i dobrą kuchnię. Wcale mnie to nie męczyło. Sprawiało mi to prawdziwą frajdę. Mogłam zmywać naczynia mając na sobie noworodka, który radośnie dyndał nóżkami i słuchał jak mamusia sobie śpiewa. Nigdy nie zapomnę jego błysku w oczkach i pierwszych głośnych śmiechów:-) Tak więc bardzo lubiłam swoje życie. Kochałam swojego męża i uwielbiałam go stale zaskakiwać np. romantycznymi kolacjami przy świecach. Każdego dnia nie mogłam się do czekać jego powrotu z pracy. W domu zawsze wszystko na jego przywitanie lśniło czystością, obiadek czekał na stole i ja również już miałam zmazane wszystkie pozostałości mleka po dziecku i wszelkie oznaki zmęczenia. Zawsze wyglądałam świeżutko i zawsze chciałam mu się podobać. Co mi zresztą wychodziło. Chwile kiedy wracał były naprawdę piękne. Trwało to zaledwie sześć miesięcy... dlaczego? A no dlatego:
Prawdziwy Pan G
Pewnego dnia mój mąż zapomniał wziąć ze sobą do pracy swojego plecaka. Był on bardzo brudny więc wpadłam na pomysł, że zrobię mu niespodziankę i go wyszoruję. Wiedziałam, że nie będzie to proste i troszkę czasu mi to zajmie, więc najpierw nakarmiłam, przebrałam i utulałam do snu Tomeczka, żeby mieć troszkę swobody i móc zająć się tylko tym. Na początek wszystko z niego wyjęłam. Sądziłam, że znajdę tam narzędzia pracy, jakieś pudełko do śniadania, może jakieś stare folie po śniadaniu. Niestety. Zamiast tego wszystkiego wyjęłam sterty papierów. Co to było? Wydruki różnych umów z bankami, wezwania do zapłat, informacje o zajęciu przez komornika jego pensji... jakby tego było mało nie były to tylko długi przedmałżeńskie ale również dowiedziałam się, że mój mąż za moimi plecami wziął też jakieś pożyczki w banku i np. w Providencie. Zaznaczę, że byliśmy małżeństwem dopiero pół roku, a tu już kilka wziętych kredytów bez mojej zgody. Mój piękny, uporządkowany świat wywrócił się znów do góry nogami. Byłam w szoku. Nie wiedziałam jak właściwie powinnam się w takiej sytuacji zachować. Jak tylko wrócił z pracy od razu zapytałam o co chodzi. Kręcił. Mówił, że wszystko jest już spłacone i że nie mam się czym martwić. Czy on miał przed sobą idiotkę? Wtedy pierwszy raz przez niego płakałam. Nie mogłam opanować łez. Jak on mógł mi coś takiego zrobić?! Ktoś kto mieszka ze mną pod jednym dachem, ktoś kto ma ze mną dziecko okazał mi się zupełnie obcy. Dlaczego brał te wszystkie pożyczki? Po czo mu było tyle pieniędzy? Niestety odpowiedzi w tamtej chwili nie otrzymałam. Powtarzał mi, że to nie moja sprawa i nie mam się tym interesować. Jak to ? To było właśnie najgorsze. Kompletnie nie liczył się ze mną i moim zdaniem. po tym moim odkryciu Pan G zmienił się całkowicie. Zrzucił z siebie maskę uczciwego męża i pokazał kim tak naprawdę jest. Nie do wiary? Czytajcie dalej.
Nigdy z wypłaty mojego męża nie dostawałam więcej niż niecały nędzny tysiąc złotych. Jak za to przeżyć? A no jakoś się dawało. Wiedziałam, że dostawał w rzeczywistości co najmniej dwa razy tyle ale o nic nie pytałam. Bardzo bałam się, że znów odkryję coś, o czym wcale nie chcę wiedzieć. Głupia byłam! Kiedy pewnego razu do domu przyniósł tylko 400zł, zapaliła mi się czerwona lampka. Następnego dnia kiedy wyszedł do pracy zadzwoniłam do jego pracodawcy. Do końca nie wierzyłam Panu G ale nie zważając na to naskoczyłam na tego pana z wyzwiskami. Jak on może tak postępować z ludzmi? Za o ja mam wykarmić dziecko i opłacić mieszkanie? Zapytałam nawet, czy oby na pewno jest normalny? Wiecie co on mi oznajmił? Pan G od dwóch tygodni u niego nie pracuje. Poza tym wziął pożyczkę firmową, której nie miał zamiaru spłacać. Jakby tego było mało był podejrzany o liczne kradzieże jakiś gratów i miedzi. Myślałam, że zejdę na zawał. Przecież do jasnej cholery mój mąż każdego ranka dokładnie o godz. 6-tej wychodzi z domu do pracy i wraca dopiero wieczorami. Kiedy to jego syn już śpi. Głupia ufałam mu i współczułam, że pracuje tak długo i bierze dodatkowe godziny w pracy, żeby pospłacać te wszystkie zaciągnięte długi i jeszcze przynosić coś do domu... Głupia i naiwna. Gdzie on chodził? Może jeszcze do tego wszystkiego mnie zdradzał? tak, o tym też pomyślałam. Nie wiedziałam co robić.
Miałam już dość ciągłych kłamstw i wiążących się z tym kłótni. Czekałam aż wróci, a w myślach układałam sobie mnóstwo pytań i wyrzutów jakie chciałam mu podać. Kiedy wrócił udawał, że jak co dzień wrócił najnormalniej w świecie pracy i jest bardzo zmęczony.
- Ciekawe czym, bo podobno jesteś bezrobotny? zapytałam
Spojrzał na mnie badawczo i bystrzak zauważył, że przez większość dnia najwidoczniej płakałam. Próbował jeszcze przez chwilę ściemniać, że jego pracodawca kłamie, żeby się na nim zemścić, czy coś w tym stylu. Gdy zobaczył, że mam spakowane walizki doszło do niego, że nie mam nastroju na żarty i przyznał się, że faktycznie nie pracuje od jakiegoś czasu i całe na dnie wychodzi w poszukiwaniu nowej. Kompletnie mu nie wierzyłam. Brzydziłam się każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Pytałam żałośnie dlaczego mi to robi... Mówiłam, że go bardzo kocham, że poświęciłam się dla niego, wypomniałam mu, że nie poszłam na studia, by urodzić i wychowywać mu dziecko (fakt, to było nie fer z mojej strony ale, czy on był fer?). Byłam zdesperowana. Nie wierzyłam w to, że mógł tak ze mną postępować, tak jak w to, że niczego nie zauważałam... Nie chciałam być z kimś kto stale mnie oszukuje. Moje szlochy i tandetne teksty jak z serialu brazylijskiego nie miały końca... nie byłam sobą. Nigdy się tak nad sobą nie użalałam jak właśnie teraz przy nim. Wiecie co jeszcze zrobiłam? Zostałam. Scena dalej wyglądała tak :
Pan G pchnął mnie do ściany i zaczął dusić. Przy tym patrzył mi w oczy i powtarzał jak bardzo mnie kocha i że nie mogę mu tego zrobić. Mówił, że jak teraz odejdę to jego życie straci sens i się zabije. Miał straszne oczy. Były zapłakane, przerażone ale też agresywne . Bardzo się go wtedy bałam. Szyja mnie bolała . Prosiłam dopóki mogłam, żeby mnie puścił, bo to boli. W końcu zwolnił ręce ale uwierzcie mi , on był w takim szoku, że nawet nie miał świadomości tego, że właśnie przed sekundą mógł mnie zabić. Tomek zaczął płakać. Zaczęła się szarpanina o to kto go weźmie na ręce i go uspokoi, co z kolei jeszcze bardziej rozwścieczyło malca i zaczął się zanosić. Ustąpiłam chcąc przerwać płacz i strach dziecka. Pan G trzymał go na rękach. Mówił, że nie odda mi go jak nie zostanę z nim tej nocy w domu. Do Tomeczka mówił jak bardzo kocha i że jego życie bez nas nie ma sensu. To wszystko było bardzo wzruszające ale też straszne. Wiecie co? Bałam się, że jak wyjdę to on będąc w takim stanie naprawdę gotów jest targnąć się na własne życie. Tego nie chciałam. Nie byłam dla niego już tej nocy miła ale zostałam. Gdybym tego nie zrobiła całą noc bym się zastanawiała, czy ten kretyn jeszcze żyje. Tomka położyłam spać i sama też się położyłam. Obok mojego męża, któremu już absolutnie nie ufałam. Męża, który po tej całej koszmarnej sytuacji zasnął szybciutko niczym małe dziecko, bez żadnego problemu.
Nie spałam całą noc. Następnego dnia leżałam prawie cały dzień w łóżku rozmyślając nad tym jakby tu uratować nasze małżeństwo. Czy to w ogóle miało jeszcze dla Pana G jakieś znaczenie? Chciałam wierzyć w to, że on naprawdę chce się zmienić, że jego wczorajsze łzy były prawdziwe, że mnie kocha. Zastanawiałam się jakby mu pomóc. Wzięłam na siebie pożyczkę aby troszkę popchnąć do przodu kilka jego rat. W związku z czym on miał troszkę odetchnienia, a ja zostałam dłużniczką. Miłość jest ślepa. Jeszcze wtedy myślałam, że dla małżeństwa trzeba robić wszystko co się da. Oczywiście tak też jest ale tylko i wyłącznie wtedy kiedy to dwie strony się o tą miłość starają!
Nigdy nie było mi łatwo o tym wszystkim mówić, tym bardziej o tym co wam tu zaraz opiszę. Jest mi wciąż wstyd ale na tym blogu chodzi o to, żeby się go wyzbywać. Nie oceniajcie mnie, spróbujcie sami otworzyć się przed całym światem ze swojego największego wstydu. Miłość czasem zjada na umysł i weźcie to pod uwagę czytając dalej moją historię.
Zanim odkryłam agresywną stronę mojego męża nasze życie erotyczne było bardzo udane. Pełne miłości i niedosytu. Jednak po pierwszej scenie agresji nie było końca. Pan G pozwalał sobie często na dużo więcej. W łóżku, na miejsce , gdzie kiedyś były czułe spojrzenia w oczy, miłe słowa, delikatne pieszczoty ... w te miejsce dołożył nieco pikanterii... niestety tylko jemu to odpowiadało a ja musiałam się dostosowywać. Chwytał mnie za szyję i dusił. Czasem naprawdę brakowało mi tchu... Nie mam pojęcia czemu to robił ale wiem, że bardzo mu się to podobało. Bałam się i unikałam go kiedy tylko mogłam. Starałam się mu wytłumaczyć, że robi mi krzywdę ale on tak jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że mnie dusił. Dla mnie było to trochę poniżające. Zwłaszcza kiedy przy tym pojawiały się teksty typu :''lubisz to mała''. Jaka mała? Kompletnie nie znałam takiego Pana G. Wtedy w tych chwilach bardzo żałowałam, że nie poznaliśmy się lepiej zanim poszliśmy do ołtarza. Zapytacie pewnie dlaczego nic z tym nie zrobiłam? Nie mam zielonego pojęcia... Byłam do niego tak przywiązana, że nie chciałam go stracić. Bałam się samotności i tego, ze bez niego sobie w życiu nie poradzę. Często mi to powtarzał i po prostu zaczęłam w to wierzyć. W końcu jednak przejrzałam na oczy. Kiedy? Wtedy kiedy jego dotychczas nocne agresje zaczęły ujawniać się również za dnia. Wtedy kiedy Tomuś to widział. Bał się taty wariata, który bez przerwy krzyczy, uderza a meble i ściany. Też się bałam.
Odeszłam.
Krótko po tym wróciłam.
Nie pytajcie dlaczego! Nie wiem!!! Bardzo szybko tego pożałowałam. Ciężko pisze się o tym jaka kiedyś byłam od kogoś zależna, naiwna i głupia. Uwierzcie, że cała się trzęsę jak o tym piszę. Wspomnienia wracają i znów troszkę bolą. Mam tylko nadzieję, że ktoś taki jak ja (wcześniejsza ja) czyta tego bloga i może w porę przejrzy na oczy. Nie powtórzy moich błędów. Oby komuś te moje zwierzenia pomogły... jeśli tak się stanie bardzo proszę , dajcie znak, że nie piszę na darmo. tęskniłam za jego bliskością (tą kiedy było naprawdę dobrze). Tęskniłam za widokiem tatusia bawiącego się z synkiem. Pragnęłam tego widoku. Chciałam tej bajki, dlatego wróciłam .
Obrączka za fajki
Pan G bardzo starał się zmienić. Pomagał mi w obowiązkach domowych, uspokoił się. Naprawdę się starał a ja potrafiłam to docenić. Myślałam, że wszystko, co złe mamy już za sobą... bardzo się myliłam...
Pewnego dnia przyszedł do ns pan po ratę jakiegoś zadłużenia. Było mi bardzo głupio gdyż nic o tym nie wiedziałam i nie mieliśmy tylu pieniędzy ile od nas żądał. Pan G wybiegł wtedy jak oparzony ''pożyczyć'' gdzieś pieniądze. Zostawił mnie samą w towarzystwie tego typa. Był bardzo niemiły. Dał mi do zrozumienia, że nie wyjdzie z mojego mieszkania dopóki Pan G nie wróci z pieniędzmi. Zadzwoniłam wiec na policję. Facet dopiero wtedy kiedy usłyszał, że faktycznie rozmawiam z policją odburknął, że jeszcze tu wróci i wyszedł. Jaka ulga! uf... Zakluczyłam drzwi a nawet zablokowałam je narożnikiem. Bałam się dalszego przebiegu dnia. Żeby sobie umilić dzień zaczęłam zwyczajnie gotować. Po zmyciu naczyń jak zawsze chciałam ubrać obrączkę ślubną. Zawsze gdy sprzątałam odkładałam ją w to samo miejsce, na lodówkę. Tym razem jej tam nie było. Ani pod nią, ani za nią, ani też w niej. Odsunęłam co tylko się da od ścian. W końcu całe mieszkanie wyglądało jak przygotowane do odświeżania ścian. Przeszukałam bardzo dokładnie wszystkie pomieszczenia i komody. Obrączka zniknęła. ta okropna myśl, że Pan G mógłby ją ukraść? Była nie do zniesienia. Dostawałam do głowy. Modliłam się, żeby to nie okazało się prawdą. Po kilku godzinach Pan G wrócił z pieniędzmi dla gościa. Mój bohater! Wyobraziłam sobie co by to było, gdybym kilka godzin musiała wytrzymywać towarzystwo tego podejrzanego typa. Zapytałam wprost, czy wie gdzie jest moja obrączka... Odpowiedzi były różne. Najpierw udawał, że pewnie się gdzieś potoczyła i zaczął szukać po całym mieszkaniu... potem próbował mi wmówić, że to pewnie ten gość ją zwinął ... na samym końcu, gdy widział, że naprawdę mam dość i i tak znam prawdę, przyznał się. Mój własny mąż zwinął mi obrączkę ślubną i ją sprzedał.Poczekajcie, to nie wszystko. Spytajcie: za ile? Za paczkę fajek i bilet do Tczewa, do swojego brata, by od niego pożyczyć pieniążki dla naszego uprzejmego gościa. Tyle znaczył dla niego symbol naszej miłości: paczkę fajek i bilet wart ok. 10zł.
Czułam się jak śmieć. Tyle razy dawałam mu szansę, pozwalałam na złe traktowanie. Poświęciłam się dla niego i dziecka, myślałam, że tak będzie najlepiej. Niejednokrotnie obwiniałam siebie za to wszystko. Szukałam w pamięci chwil, kiedy popełniłam błąd?to wszystko po to, by teraz w tak okrutny sposób dowiedzieć się ile dla niego znaczę.
Tłumaczył się, że mi ją odkupi, czym jeszcze bardziej się pogrążał. Absolutnie nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.
Spakowana, trzymając dziecko i zamykając drzwi rzuciłam mu jeszcze na podłogę pierścionek zaręczynowy i wyszłam. (pierścionek sprzedał następnego dnia).
Mijały tygodnie. Mieszkałam u swoich rodziców. Znalazłam pracę i wyprowadziłam się, by nie nadużywać ich dobroci. Pan G nas odwiedzał. Było dobrze. W między czasie dowiedziałam się od różnych ludzi, że Pan G jest uzależniony od hazardu. W czasie kiedy przez dwa tygodnie niby uparcie szukał pracy chodził po różnych barach z automatami do gier i przegrywał nasze pieniądze. Zadłużył się po uszy. Chciał to zmienić. Z moją pomocą nawet chciał iść na leczenie ale nie dochciał. Bardzo się starał jakoś to wszystko poprawić. Spłacał swoje długi i mi również sypał groszem. Postanowił wyjechać do Szwecji i tam zarabiać. Miał plan, by przesyłać mi stamtąd pieniądze na mieszkanie i spłacić przez to szybciej swoje zadłużenia. Kibicowałam mu. Widziałam, że naprawdę się stara i byłam w stanie uwierzyć mu, że wciąż mnie kocha. Niestety nie przyjeżdżał zbyt często ani też nie chwapił się, by dzwonić. Nasze drogi zupełnie się rozeszły. Powoli o nim zapominaliśmy. Przyjechał pewnego dnia i jak gdyby nigdy nic chciał z nami zamieszkać. O nie!co jak co ale tego nie mogłam zrobić. Nie pozwoliłam mu na to. Wyjechał i miał nas totalnie w dupie Nie wiedział jak bardzo jego syn cierpiał. Był przez to bardzo chory. Gorączkował i nie sypiał po nocach (przez co ja również nie spałam), a wszystko to przez tęsknotę.
Powiecie, że przecież mamy dwójkę dzieci... ? Ano mamy... Pan G przez pewien czas był w Polsce. Odwiedzał Tomka i zabierał go do swoich rodziców. Tomuś był bardzo szczęśliwy... tak bardzo za nim tęsknił. Pan G był jego idolem. Nie miał on innego męskiego wzorca więc nie ma się co dziwić. Z czasem nasze relacje weszły na kumplowskie. Potrafiłam go zrozumieć. Musiał wyjechać, by spłacać swoje długi i móc tu jakoś żyć. Inaczej jego wrogowie nie daliby mu pożyć zbyt długo. Zrobiło mi się go żal. Wypruwał sobie flaki, żeby zdobyć kasę a sam nie miał nic. Współczułam mu. Zwłaszcza kiedy szczerze wyznawał, że się boi oraz, że rozumie jakim był dupkiem. Uwierzyłam mu. Podczas jego pobytu w Polsce jego brat się żenił. Zaprosili mnie i jego razem na ślub. Z początku nie chciałam tam iść ale tak długo nigdzie nie byłam, że nawet spodobał mi się ten pomysł. Chciałam sprawdzić, czy umiemy się jeszcze razem bawić. Tak po koleżeńsku. Poza tym muszę się wam do czegoś przyznać...
Kiedy mieszkałam z mężem byłam pewna siebie. Wiedziałam dokładnie jaką chcę być matką. Marzyłam, że będę robiła dziecku ciasto do zabawy, malowała palcami, piekła ciasteczka, tańczyła z odkurzaczem tak by nie tracąc czasu bawić się z dzieckiem i sprzątać równocześnie. Miałam swój własny obrządek utulania do snu, żeby mój synek zasypiał w poczuciu miłości i bezpieczeństwa. Chciałam nauczyć go odpowiedzialności- będzie składał uprane ciuchy, zmywał naczynia i sprzątał swój pokój. Jak podrośnie chciałam nauczyć go dobrych manier, wyrażania własnych opinii, chciałam wpoić mu zasady moralne i przekonanie, że może osiągnąć wszystko czego zechce. Pragnęłam otoczyć go ludźmi, którzy będą go kochać i zawsze staną po jego stronie. W odróżnieniu od innych rodziców miałam zamiar nie przeżywać takich trudnych okresów jak dojrzewanie., bo będę na to przygotowana. Naprawdę będąc z Panem G doceniałam wartość ''pełnoetatowej'' pracy w roli matki. Bez wątpienia będąc z nim udawało mi się być taką matką jaką naprawdę chciałam być. Po tym jak się rozeszliśmy byłam załamana uczuciowo. Nic nie było już takie samo. Zajmowałam się domem, dzieckiem, chodziłam do pracy, by zarobić na potrzeby nasze i opłacić opiekunkę. Każdego dnia kiedy zdawałam sobie sprawę z tego, że tak już będzie zawsze ściskało mnie w dołku. Nie lubiłam być sama i bardzo bałam się samotności. Moim marzeniem była cudowna przemiana mojego męża i wspaniała kochająca sie rodzina dla mojego synka.
Nie miałam sił sama zajmować się wszystkim i cieszyć się każdym dniem jak dawniej. Często wieczorem po prostu padałam na łóżko jak kłoda, przekonana, że nie można jednocześnie zbierać się w sobie po przejściach i wychowywać dziecko. Czułam, że to ja bardzo je zawiodłam. Było mi z tym wszystkim bardzo ciężko.
Tak właśnie było. Myślałam, że życie bez Pana G jest dużo gorsze niż z nim. Bez niego nie byłam sobą. Byłam nieszczęśliwa i odbijało się to na naszym dziecku.
Poszłam z nim na to wesele. Świetnie się razem bawiliśmy. Wszyscy, którzy wiedzieli jaki przechodzimy kryzys (ale Ci którzy o tym nie wiedzieli też) przeżywali jaką to my tworzymy piękną rodzinę. Było mi z tym naprawdę dobrze. Tego pragnęłam. Kochającej się rodziny, której inni mogliby pozazdrościć. Wszyscy cieszyli się patrząc jak dobrze się ze sobą bawimy. My zaś cieszyliśmy się swoim towarzystwem i pierwszy raz od długiego czasu poczuliśmy, że wciąż się kochamy. Znów doceniliśmy się wzajemnie. Spędziliśmy ze sobą cudowną noc, po której w brzuszku miałam kolejne dzieciątko. Zamieszkaliśmy razem i było naprawdę spokojnie. Miałam nadzieję, że drugie dziecko umocni nasze małżeństwo i będzie już tylko coraz lepiej. Niestety ciąża ta nie przebiegała prawidłowo. Leczyłam się prenatalnie. Okazało się, że brakuje mi jakiegoś hormonu, który odpowiada za rodzenie zdrowych córek. Dowiedziałam się też, że to dziedziczne i faktycznie tak było. Moja mama nie mogła rodzić zdrowych chłopców. Bardzo bałam się, że moja córka może urodzić się chora albo co gorsza wcale się nie urodzić. Sama również nie czułam się najlepiej. Bardzo niedobrze znosiłam całą ciążę . Nudności, wymioty, zawroty głowy, głęboka anemia i wysokie temperatury. Byłam bardzo słaba, a do tego Pan G znów mnie zawiódł. Nie wspierał mnie tak jak za czasów ciąży pierwszej. Oznajmił mi, że chce wyjechać. Bardzo bałam się, że zrobi to bez mojej zgody... że wyjedzie a mnie zostawi samą z dwójką już teraz małych dzieci. Niestety tak się stało. W dzień porodu dowiedziałam się, że postanowił wyjechać. Znów ważniejsze ode mnie i naszych dzieci były dla niego pieniądze. Jaka ja byłam głupia!Jego wyjazd był końcem naszego małżeństwa. Kilka razy do nas dzwonił. Wrócił po pół roku. Raz w tygodniu odwiedzał dzieci.
Pewnego dnia przyjechał po nie pijany. Dowiedział się tedy, że złożyłam papiery o rozwód i chyba chciał mnie w ten sposób za to ukarać. Spędził wtedy noc u jakiejś koleżanki . Było tam parę osób... popili, wsiadł w samochód i przyjechał zabrać dzieci do siebie. Po moim trupie! Tak powiedziałam, po czym wyważył drzwi i zaczęła się szarpanina. Kiedy nie chciałam wypuścić Tomka z rąk uderzył mnie w głowę. Upadłam. Nie wiem jak długo leżałam ale w tym czasie zdążył ubrać dzieciom na piżamki cieplejsze ciuszki. Wstałam i próbowałam odebrać mu dzieci. Wiecie co było najgorsze? Dzieci były za nim tak stęsknione, że wcale nie chciały do mnie iść. Tomek ciągle powtarzał, że chce z nim jechać do babci. Nie widział, tego, że tata okłada mamę kopiąc ją buciorami po brzuchu, nie widział, że mama płacze... kręciło mi się w głowie jak diabli... już nie stałam i nie siedziałam. Leżałam, a on kopał dalej... Tomuś mimo to wolał iść do niego. Myślałam o tym, czy jestem aż tak złą matką?W jakiś sposób złapałam telefon do reki i zadzwoniłam na policję. On w międzyczasie uspokoił się i zadzwonił po swoją siostrę, która zjawiła się jeszcze przed radiowozem. Kiedy policjanci weszli do domu Pan G próbował im wmówić, że to ja go pobiłam. Żałosne, prawda? Powiedzieli też, że jeśli ojciec tak długo nie widział swoich dzieci, a przy tym ma do nich takie same prawa jak ja, to niestety ale muszę mu je dać. Oczywiście z racji, że miał w sobie promile alkoholu prowadzić miała jego siostra, która tez zobowiązała się, że przypilnuje dzieciaczki. Nie miałam sił się nimi już tego dnia zajmować. Zresztą Tomek wciąż krzyczał, że chce do kochanego taty więc odpuściłam. Pojechali.
Za czyjąś namową zgłosiłam pobicie na komisariacie i poszłam na obdukcję. Bardzo dziękuję osobie, która mnie tam zawlokła. Miałam uraz głowy i popękaną jamę brzuszną. Przez ten incydent do dnia dzisiejszego mieszają mi się w głowie różne sytuacje z życia i nie mogę niektórych poskładać w całość. Przez to też boli mnie głowa na każde zmiany pogodowe. Przez to też prawdopodobnie przechodzę bardzo bolesne i obfite miesiączki. Wybaczyłam mu. Dostał kilka lat w zawieszeniu i zakaz zbliżania się. Nigdy potem ani razu nie przyszło mi do głowy, żeby znów z nim być. Jestem szczęśliwą rozwiedzioną kobietą. Mam dójkę wspaniałych dzieci, a wszystkie te wydarzenia nauczyły mnie jednego: Jestem wspaniała kobietą i matką, której nie można w żaden sposób ranić. Już nigdy nikomu na to nie pozwolę!
Bardzo łatwo można spieprzyć sobie życie. Wystarczy kilka złych decyzji. Nigdy nie unośmy się honorem. Nigdy nie szydźmy sobie z kogoś kto nas kocha. Szybko tego pożałujemy. Pamiętajcie, że karma wraca ze zdwojoną siłą. Nie rujnujcie sobie życia dla kogoś. Patrzcie na to czego sami chcecie. Realizujcie swoje plany i marzenia. Niech nikt nie staje wam na drodze do szczęścia. Jeśli ktoś z was czuje, że właśnie podjął złą decyzję to natychmiast niech ją zmieni!!! Tyko my sami możemy odmienić swój los. Życie mamy tylko jedno. Spędzajmy je tak jak sobie wymarzyliśmy.
0 komentarze